Radca prawny Mikołaj Baczyński na łamach Prawo.pl pisze, że rośnie zainteresowanie ugodami w sprawach frankowych, co jest spowodowane w głównej mierze ugruntowaniem się korzystnego dla kredytobiorców orzecznictwa i wynikającej z tego zmiany podejścia przedstawicieli sektora bankowego do warunków, jakie proponowane są kredytobiorcom, które są atrakcyjniejsze niż jeszcze przed dwoma laty. Ugoda – o czym warto pamiętać – wiąże się jednak z ustępstwami po obu stronach.
Na obecnym etapie często zdarza się, że bank nie tylko proponuje umorzenie pozostałego do spłaty kapitału kredytu, ale wręcz zgadza się na dokonanie na rzecz kredytobiorcy zapłaty kwoty w wysokości nawet do 30 proc. posiadanej przez kredytobiorcę nadpłaty. Dodatkowo banki zobowiązują się do pokrycia kosztów postępowania, a więc kredytobiorca nie musi obawiać się o to, że zawarcie ugody wiązałoby się z utratą wynagrodzenia należnego jego pełnomocnikowi. Chodzi tu wyłącznie o tzw. koszty zastępstwa procesowego w wysokości jednokrotności tych kosztów, a nie dodatkowych opłatach związanych np. z success fee, których bank nie zgadza się pokrywać.
Ugoda oznacza kompromis z obu stron, zatem konsument, który się na nią zdecyduje, otrzyma mniejszą kwotę od tej, którą mógłby uzyskać w wyniku wygrania procesu o stwierdzenie nieważności zawartej umowy kredytu. Plusem jest to, że kończy ona spór i frankowicz otrzymuje jakąś kwotę, a są osoby, które chcą jak najszybciej zakończyć spór z bankiem.
Każdy przypadek jest inny i na efekt negocjacji z bankiem wpływa też to, komu bardziej zależy na ugodzie: bankowi czy kredytobiorcy. W tym celu należy dokonać oceny tego jakie są szanse na to, że żądanie kredytobiorcy zostanie uwzględnione w wytoczonym przezeń procesie oraz w jakim to może nastąpić czasie.
W przypadku spraw frankowych zdecydowana większość, nawet 95 proc. roszczeń, jest uwzględnianych, w zależności od sądu, przed którym toczy się postępowanie – roszczenie to zostanie uwzględnione prędzej lub później. Jedynym czynnikiem motywującym kredytobiorcę do zawarcia ugody jest czas, w którym może on otrzymać zwrot dokonanej nadpłaty kredytu. Z powyższego doskonale zdają sobie sprawę banki, albowiem w procesie negocjacyjnym dotyczącym ugód frankowych poza sporem pozostaje kwestia nieważności zawartej umowy, jedyną osią sporu pozostaje kwota, którą ma finalnie otrzymać kredytobiorca.
Propozycję ugody może zgłosić dowolna ze stron, czyli albo kredytobiorca, albo bank. Bankom jednak łatwiej jest poczekać, a część kredytobiorców jest zmęczona przedłużającym się procesem i mogą być bardziej skłonni do ustępstw, co bank może wykorzystać w rozmowach ugodowych.
Z tego powodu podmiotem inicjującym postępowanie ugodowe w zasadzie powinien być bank. Jeśli bowiem kredytobiorca, czyli z założenia podmiot, który ma zagwarantowaną wygraną przed sądem, zwraca się do banku z propozycją ugody, daje jednocześnie znak bankowi, że to bardziej jemu, a nie bankowi– z różnych losowych względów – zależy na zawarciu ugody. Tym samym bank zyskuje psychologiczną przewagę w rozmowach negocjacyjnych i może ją wykorzystać np. poprzez zaproponowanie gorszych warunków niż te, które by zaproponował, gdyby sam zainicjował rozmowy ugodowe z kredytobiorcą.
O ile bank do ugód podchodzi chłodno, rozpatrując potencjalne zyski i straty, to kredytobiorcy są zaangażowani emocjonalnie, gdyż często cale ich życie toczy się wokół kredytu, który poważniej niż zakładali obciążył ich budżet, zatem z ich punktu widzenia negocjacje mogą być trudniejsze.
Bank może mieć przygotowanych kilka propozycji ugodowych w zależności od tego, jak bardzo klient jest skłonny do ustępstw. Daje to asumpt do odrzucenia pierwszej propozycji ugodowej przez bank (celem oczekiwania na przedstawienie korzystniejszej) oraz do niewystępowania przez kredytobiorcę z inicjatywą ugodową (w celu uniknięcia utraty pozycji negocjacyjnej w rozmowach z bankiem).
Zachęcam do zapoznania się z całym artykułem.